Po długim okresie milczenia uznałam, iż pora wrócić do swojego ciepłego wirtualnego kąta, by pisać o swoich emocjonalnych rozmyślaniach na temat otaczającej rzeczywistości. Najprawdopodobniej nastawionej na kulturę wszelaką. Póki co rozgrzewka stwardniałych opuszków palców.
Wielokrotnie wspominałam o świecie wirtualnym - Internet często zastępuje ludziom elementy rzeczywistości (a może po prostu przysłania je neonem podkoloryzowanych osbowości i migających możliwości tworzących drogę do mitycznego idealnego świata). W tej krainie nie istnieje problem nieśmiałości połączonej z trudnością nawiązania kontaktu. Piszemy kiedy chcemy i co tylko nam ślina na język przyniesie. Możemy się czerwienić, mieć ataki padaczki przy wciśnięciu klawisza ENTER przy wiadomości do obiektu westchnień lub pocić się przy intelektualnej rozmowie szukając wiadomości w przeglądarce. Spokojnie, Internet przykryje swoim magicznym pudrem wszelkie niedoskonałości i dopóki nie włączysz kamerki, to nikt nie zobaczy Twojej epilepsji.
Ten wirtualny świat stał się wręcz jednym z bohaterów książki Daniela Glattauera "N@pisz do mnie". Nawiązując do samego tytułu - myślę, że mimo całej odwagi w Internecie, wiele osób wisi przy zielonych kropkach znajomych na portalach społecznościowych czekając na znak [nawet interpunkcyjny, ale również slowo, zdanie, emotikonę czy naklejkę]. "N@pisz do mnie" to wirtualna historia miłosna - napisana w formie e-maili współczesna epistolograficzna opowieść o rodzącym się uczuciu. Okazuje się, iż dwójka nieznajomych poznaje się, dzięki temu, że w adres mailowy wkradł się błąd. Ta pomyłka zaważy jednak na ich przyszłości. Emmi, właśnie w tym momencie, gdy pomyliła adresy, zapoczątkowała przygodę swojego życia i w ten oto sposób pojawiła się na ekranie monitora Leo wiadomość od niej.
On - pracownik uniwersytetu zwracający uwagę na słowa przekazywane w trakcie procesu komunikowania, uczy się od nowa funkcjonować po kolejnym rozstaniu. Ona projektuje strony graficzne i wydaje się być szczęśliwą mężatką. Początkowo ich znajomość opiera się na ironicznych, błyskotliwych wiadomościach. Z czasem korespondencja zmienia otaczającą bohaterów rzeczywistość.
Książka wprowadza w świat, gdzie słowo pieści bardziej niż sam pocałunek. Jak zostało napisane w tej publikacji "Pisanie jest jak całowanie, tyle że bez ust. Pisanie jest całowaniem głową." Być może brzmi absurdalnie, lecz należy pamiętać, iż kobiety zakochują się na początku w słowach, natomiast korespondencja wirtualna opiera się właśnie na nich, więc osobniki obojga płci zachwycają się płynącymi zdaniami. Tylko później trudniej otworzyć drzwi, a nie odpalić windowsa i po prostu wyjść na spotkanie z człowiekiem, z którym właściwie nastąpiła już wymiana duszami. Czy spotkanie jest potrzebne, gdy można żyć iluzją?
"N@pisz do mnie" to historia, która na nowo otwiera zmysły. Pokazuje, iż alkohol najlepiej spija się z wirtualnym (nie)znajomym [pamiętajcie, po kilku(nastu) toastach to przeciek informacji!], a wszystkie sny prowadzą do wizji spotkania z kimś, kto zna nas lepiej niż własny mąż/żona/dziewczyna/partner/kot (?!).
Cześć! Uznałam, że nie ma sensu już wchodzić na Twojego bloga, i tak nie ma szans, by pojawiło się coś nowego. Ale dzisiaj czytam artykuł akurat o blogowaniu i przypomniał mi się ten dawny blog. Wchodzę, może z nudów, a może z ciekawości, a tu nowy wpis. Szok. Serio minęły 2 lata? ...przecież jeszcze niedawno tu pisałam. Jakoś nie mam przekonania do wirtualnych związków, ale dzięki za reaktywację. I powodzenia :)
OdpowiedzUsuń