Nie jestem normalna, co ciekawe wiem o tym od dawna. Kiedyś myślałam, że dobrze jest mieć autorytet, kogoś kto stoi ponad wszystkim w naszym mniemaniu, z mieczem świetlnym prowadzi w momentach, gdy wydaje nam się, że świat jest ciemnym terenem dla kosmitów. Często okazuje się, że poglądy zmieniają się z upływem czasu...
Jednak już internetowa encyklopedia Wikipedia pokazuje, że fan to "osoba podziwiająca człowieka, grupę ludzi, dzieło sztuki, bądź ideę. Jest to skrót od słowa fanatyk, jednak jest mniej pejoratywny, a nawet ma pozytywny wydźwięk. Fani określonego zjawiska często organizują się, tworząc tzw. fankluby, lub organizują imprezy z tym związane." Czyli jednak od fana do fanatyka prowadzi krótka ścieżka...
Może nie jestem człowiekiem Współczesności, ponieważ drażni mnie (wręcz irytuje) postawa dzisiejszych fanów. Może jestem hipiską, może jestem psychiczna, a może ktoś mnie wyciął z innego komiksu, ale dla mnie muzyka jest esencją życia, ekstraktem naszych marzeń lub czasem rzeczywistości. Niektórzy widzą w zespole tylko lidera. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby przez jego charyzmę przejść do muzyki,do sedna tego, co dla niego jest istotą życia. Kto chce niech uznaje to za hejtowanie rzeczywistości, jednak osoby, które przychodzą na koncert dla wzdychania nad pięknem lidera (czyli ludzie, którzy naćpali się fascynacją nad jedną osobą z zespołu) blokują wstęp innym. Może to okrutne, ale zaprosiłabym to grono na występ solowy, a póki co zespół to grupa ludzi, a nie zabawa. Nie, nie kopiuję słów innych, jednak poprzez nawiązania pokazuję, że niekoniecznie słowa muszą dojść do dosłowności, ponieważ bujający się wokół nas ludzie mogą przyjść po autograf, napawać się mimiką występujących nie zwracając uwagi na muzykę, a poza tym może i nawet liczyć minuty do końca, żeby później pobiec po podpis od człowieka, który jest tymczasowym bogiem. Mogę się mylić, może istnieć wersja, gdzie ja, jako człowiek zamykający oczy, mogę być traktowana jako nieprzystosowana do środowiska, ale dla mnie muzyka jest priorytetem. Dla innych najważniejszą częścią występu może być jedna osoba. A może jednak to boli nie tylko mnie?
Przykładowo, zirytowała mnie postawa miasta, które na koncert pewnego zespołu przygotowało plakat informujący o wydarzeniu, gdzie koncert miałby grać sam frontman, najbardziej znany członek grupy. W tym momencie zaczynam tupać nogą i mieć zagładę w oczach, jeśli zespół przestaje mieć znaczenie. Nikt nie myśli w tym momencie o reszcie grupy, bez której kariera jednego człowieka nie rozwinęłaby się do tego stopnia....
To uwarunkowane zjawisko przyciągania uwagi jedną postacią, piosenką, fragmentem show jest dla zysków zbawienne, ponieważ im więcej elementów zainteresowania, tym więcej ludzi, którzy biegną po bilet. Ale może wśród zysku ważne jest coś więcej? Jeśli staramy się ze wszystkich sił zrobić coś dobrze, mamy prawo liczyć na część oklasków po przedstawieniu naszych talentów.
Dzisiaj fan (pamiętajmy, ten od słowa fanatyk!) krąży wokół swojego Idola tak bardzo, że wie, z kim mentor sypia, co jada, co ma w głowie. To tylko złudzenie, bo prawda dla ciekawskich może okazać się brutalna, gdyż każdy pokaże nam to, co zechce. Iluzję łatwo wykreować, szczególnie w czasach, gdzie media pełnią rolę stylistów duszy i ciała. Póki co wierzę jednak, że jeśli fascynacja osobowością lidera prowadzi do poznania i uwielbienia muzyki, to wtedy możemy dziękować za możliwość przejścia labiryntu, który prowadzi do czegoś cenniejszego. Ale co jeśli tylko opakowanie zaczyna odgrywać główną rolę w procesie fascynacji i układania muzycznej playlisty? Media są potrzebne społeczeństwu, jednak to powoduje czasem zbyt szybkie zatracanie się w obrazie, dźwięku, literach, co powoduje zakrzywiony obraz rzeczywistości. Innymi słowy, kupujemy wszystko, co sprzedadzą nam media. Nie generalizujmy, zafascynowane osoby, które zaczynają przygodę z muzyką zespołu poprzez poznanie lidera nie są gorsze od tych, co widzą od razy kwintesencję talentu (oczywiście, jeśli te pierwsze poza liderem widzą coś więcej).
Nie zatracajmy się w opakowaniach, dajmy sobie możliwość poznania czegoś trwalszego niż medialny wizerunek czy osobowość człowieka, który nie odda się milionom odbiorców, lecz zawsze pozostawi dla siebie część swojego życia. Dajmy się zwariować muzyce, która w czasie naszej interpretacji należy do innych, ale także, kiedy my ją poznajemy czujemy, że jest tylko i wyłącznie nasza.
Bo charyzmatyczny lider przejmuje wszystko. a fani, czasem są na tyle nieroztropni, by widzieć tylko go. bywa. trudno - ich sprawa, ich wybór - być może coś tracą być może nie (;
OdpowiedzUsuńJeśli jest się czyimś fanem to automatycznie lubi się jego muzykę
OdpowiedzUsuń(więc koncert nie jest tylko czekaniem na autograf).
Nawet jak ktoś ma super głos, ale zero osobowości, to go nie słucham.
To są rzeczy, których nie da się całkowicie rozdzielić
A tak na marginesie :) - http://www.styl.pl/magazyn/reportaz/news-a-w-moim-fanklubie,nId,35391