niedziela, 6 maja 2012

Co z tą miłością?

    Wśród ludzkich potrzeb na piramidzie Maslova lansuje się miłość, która flirtując z przywiązaniem siedzi na jednej pozycji. Nawet Nosowska z zespołem Hey śpiewa "byłabym wreszcie czyjaś, nie bezpańska aż tak". Mimo całego mojego buntu przeciwko uznawaniu człowieka za własność (nigdy nie będę "czyjaś", chcę niezależności) dostrzegam to, że ludzie w pewnym sensie chcą mieć swoje miejsce na ziemi, a w tym miejscu osoby, które kochają...albo chociaż uznają za potrzebne. Może niczym wódz afrykańskiego plemienia chcemy mieć coś swojego, swoich ludzi, kogoś komu przyczepimy etykietkę "mój/moja" i będziemy gryźć, kiedy ktoś dotknie? Zwierzęcy instynkt tkwi w każdym z nas. Chociaż, póki co pazury lwicy wykształcają mi się jedynie w kwestii samej siebie i mojego terytorium. Właściwie każdy człowiek na pewnym etapie gry zwanej życiem chce poczuć miłość. Ba... może nawet pragnienie bliskości chodzi za nim wciąż.

   Bawią mnie sytuacje, gdy człowiek z tego pragnienia rzuca się w związek. Nie byłoby to zabawne, gdyby chemia między tymi ludźmi paliła mi nozdrza i widziałabym eksplozję, a wulkan wciąż niebezpiecznie dawałby o sobie znaki. Właściwie czemu niebezpiecznie? To cudowne, kiedy zakochani wychodzą i są szczęśliwi, nawet jeśli to trwa chwilę. Chociaż... w pewnych momentach wszystkie posiłki zjedzone przeze mnie w ciągu całego życia stają mi na żołądku, wracają do gardła, kiedy widzę za dużo romantyzmu, serduszek, pamiątek i innych pierdół romantycznie zakochanych. Ale wracając do myśli... Często ludzie pragną bliskości tak bardzo, że pchają się w związki z ludźmi, z którymi nie łączy ich zbyt wiele. Toczą się rozmowy, ręce są trzymane i ogrzewane, usta od czasu do czasu sprawdzają powierzchnię drugich ust, poczucie bezpieczeństwa i rozsądek rozsiadają się i robią we wnętrzu sztuczny tłum. Ale czuje się niedosyt. W środku piszczy mały kolorowy ktoś, kto marzy o tym wulkanie. Albo z drugiej strony pasja i namiętność czasem są dobre na krótką chwilę. Póki jesteśmy młodzi, póki jesteśmy piękni to oddajemy się chwili. Tylko kiedyś przyjdą zmarszczki i siła osłabnie, a wtedy czas spędzony na igraszkach okazać może się długi, a wtedy rozmowa jest nieunikniona...czym jest miłość? Czasem jakaś sytuacja, wydarzenie budzi nas do życia, wybudza z letargu i wątpliwości znikają, a my mówimy sobie, że to jednak ta osoba albo że nie chce się jej stracić. Ale istnieją sytuacje, kiedy ta pustka zabiera coraz więcej naszej duszy...
Czy istnieje możliwość powiązania dwóch elementów, tak żeby przyjaźń i namiętność wcisnąć w jedno uczucie i to mieć, to czuć, to przeżywać?

Jeśli czujemy ten niedosyt, prawdziwe "ja" krzyczy w nas to co możemy zrobić? Gdyby świat był umowny wystarczyłaby rozmowa z drugim człowiekiem, ustalenie co poprawić i gdzie. Ale nie da rady. Jeśli zależy nam na drugim człowieku możemy próbować zmieniać coś na lepsze. Ale może okazać się, że w tym momencie w naszym świecie istnieje ktoś, kto może nam dać to, czego pragniemy i co najgorsze, wtedy możemy się minąć... A może wręcz odwrotnie, pogoń za nowością będzie porażką, końcem czegoś, co może naprawdę jest ważne?

   Czasem "miłość" wydawała się tylko miłością albo jedna ze stron pewnego dnia budzi się i zaczyna rozumieć, że to chyba nie było to, że człowiek stoi w bezruchu od dłuższego czasu a naprawdę nie chce stać. Istnieje jeszcze opcja, że to była zabawa, poszukiwanie pozyskania atrakcyjności, podwyższenia swojego ego. Ludzie muszą się po prostu rozstawać, to bolesna prawda, ale muszą. Rozstania są początkiem czegoś nowego i chociaż z upadku wstajemy bardzo powoli, wydaje się nam, że rozpacz będzie wiecznie nas niszczyć, to kiedyś znów zaczniemy oddychać pełną piersią. Gorzej, jeśli trzymamy się uparcie klamki ukochanej osoby, nie chcemy odpuścić. Rozstanie może poranić, ale trzeba wyciąć wszystkie chore części, pozwolić sobie na chwilową myśl, że ten człowiek nie istnieje dla nas.

To trzymanie się klamki, a także uciekanie w związki, gdzie miłość wydaje się letnim (ni to gorącym, ni to zimnym) uczuciem jest spowodowane wiecznym pragnieniem bliskości. Człowiek musi mieć kogoś, kogo będzie mógł dotknąć, kogoś komu się wygada. Nie musi jednak to oznaczać związania się z kimś, przywiązania do człowieka nitki i założenia kartonika z tekstem "zarezerwowane/moja własność". Jeśli czujemy, że nie ma w nas miłości, nie chcemy się wiązać lub musimy się rozstać, to nie pchajmy się w związki i nie koczujmy pod domem kogoś z kim byliśmy. Czasem trzeba upaść, żeby później iść wyprostowanym, bo może wcześniej szliśmy na kolanach? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz