Codziennie ktoś umiera, codziennie ktoś na świecie płacze po stracie i chociaż to smutne, kiedy umiera nam nieznany, obcy człowiek, podpięty pod jakieś konkretne imię i nazwisko, przechodzi nam przez myśl "dzięki Bogu, że to nikt z moich bliskich". Może i jest nam smutno, składamy kondolencje, ale ulga pozostaje. Egoistyczne, jednak prawdziwe. Na szali życia i śmierci zawsze będziemy walczyć o bliskich. Wniosek: nie chcemy nikogo stracić. Zbieramy chwile i chcemy gromadzić wszystkich bliskich nam ludzi wokół siebie, trzymać mocno, jak najmocniej, nie oddać. A gdyby istniała możliwość, gdyby człowiek mógł zatrzymać daną osobę, uratować, mieć pewność, że będzie na zawsze. A gdyby tak... zdążyć przed Panem Bogiem....
Czasem wydaje mi się, iż tak musi być. Mam wrażenie, że to odbywa się poza nami, to może ograniczające moją indywidualność złudzenie, jednak tatuaż, który nosimy ktoś nam musiał zrobić. Los, przeznaczenie, Bóg - istnieje coś poza nami. Coś, co karze Śmierci iść pod ten adres, do tego człowieka, właśnie tego dnia. To nie jest przypadek, że zamieniamy się miejscami, że mimo umiejętności toniemy, że tętniak pęka w tej a nie innej chwili. Mam wrażenie, że od urodzenia noszę na sobie niewidzialny tatuaż z datą końca. Właściwie każda osoba, którą mijam lub poznaję na swojej drodze, wszyscy mają ten cholerny tatuaż, niezmywalny z góry spisany koniec. Z drugiej strony, jeśli kiedyś spotkała Was sytuacja, że uczestniczyliście w sytuacji, której skutkiem była śmierć kogoś innego, a Wy przeżyliście to właśnie tak miało być. Tatuaż tej osoby, jej życie miało się skończyć właśnie wtedy, a Wy mieliście to przeżyć. Oczywiście, pojawiają się pytania "dlaczego ja żyję, a on/ona nie?", zaczyna istnieć poczucie winy, ale tak miało być. To nie jest Twoja wina, że zamieniłeś się miejscem, to nie jest tak, że przez Ciebie to się stało. Nawet gdybyś został w tym miejscu, Śmierć przyszłaby po tamtą osobę. Nie zmienisz przeznaczenia...
A kiedy człowiek odchodzi wydaje nam się, że świat się zawalił, dalsza egzystencja nie ma sensu. Właściwie istnieje coś, co możemy zrobić dla tego człowieka. Możemy żyć, najpełniej jak potrafimy, brać garściami chwile, korzystać z życia a przy tym nie odbierać chwil innym, nie krzywdzić innych. Ludzie tak naprawdę przestają być widzialni, tak naprawdę oni są obok nas ale też w naszych sercach. Być może kiedyś nasza pamięć przestanie działać jak powinna, ale oni zawsze będą w tym naszym pudełku z uczuciami, w gestach, dźwiękach, obrazach, uczuciach... A my spróbujmy wykorzystać ten czas, który nam pozostał. Nasza data ważności nie jest długoterminowa, dlatego nie chowajmy się w przeszłości, nie trwońmy czasu na wątpliwościach...
Niestety nie zawsze można "po prostu" żyć...
OdpowiedzUsuń